(Nie)daleka przyszłość?
Blade światło księżyca wpadało przez górny otwór kopuły, intensywnie oświetlając wyrastający z pomiędzy szczelin kamiennego piedestału ogromny liliowy kwiat. Błyszczące czerwone świetliki tłumnie gromadziły się nad znaleziskiem, głośno brzęcząc mechanicznymi skrzydełkami. Unosząc się wokół dziwnego odkrycia wymieniały spojrzenia, tak jakby każde chciało uniknąć wykonania tego pierwszego kroku i wypchnąć naprzód swojego sąsiada.
Za duża odpowiedzialność, zbyt ryzykowne.
To przecież coś, czego nie powinno tu być. Nie istnieje już od dawna. Nigdzie.
Delikatne płatki kwiatu powoli rozchylały się, rytmicznie kołysząc giętką jasnozieloną łodygą. Chmara bezlitośnie brzęczących owadów przypominała teraz olbrzymią jarzącą się krwistą czerwienią kulę. Czujność przede wszystkim. Pierwsza i najważniejsza zasada roju. Wiedziały, że odnaleziona dziwna zawartość rośliny może okazać się ogromnym zagrożeniem dla nowej natury. Innej natury. Dla nowego świata.
W pomieszczeniu robiło się duszno i coraz cieplej. Górny otwór masowo zalewały kolejne owady, które wlatując chmarą, tworzyły świecący lej, wirujący nad pięknym liliowym kwiatem.
Delikatny blask czystego fioletu jawił się niczym bóstwo na tle szarej, metalicznej rzeczywistości, która już dawno przykryła stary naturalny porządek.
Długie metalowe odnóża owada powoli i bardzo ostrożnie dosięgały kolorowych płatków. Brzęk mechanicznych skrzydełek całkowicie zdominował otaczającą ciszę. Tysiące błyszczących owadzich oczek ze skupieniem wyczekiwało momentu odsłonięcia zawartości kwiatu. Czekały. W każdej chwili gotowe do szybkiego ataku.
Fioletowe światło momentalnie rozbłysło. Płatki kwiatu gwałtownie rozchyliły się pod naporem ciężkich metalowych odnóg. Podłużny czerwony odwłok świecącego owada zadrżał, przypominając nastroszone futro dzikiego kota. Powoli widoczne stawało się ostre jak szpic metalowe żądło…
To, co nagle wychyliło się z pomiędzy liliowych płatków nie miało prawa istnieć. Nie jest przystosowane do obecnego porządku. Zepsuje go. Stanie się śmiertelnym zagrożeniem. To „coś” nazywano kiedyś człowiekiem…
Wirujący lej czerwonych mechanicznych szerszeni natychmiast obnażył tysiące połyskujących ostrych żądeł, które pędem ruszyły w stronę kwiatu…
Bardzo ciekawy wpis, prosimy o jeszcze – zostane stalym gosciem na blogu 🙂