Pyrkonowa przygoda I 2017

Serwus wszystkim!

Na początku chciałem podziękować tym, którzy uczestniczyli w naszych warsztatach podczas tegorocznego Pyrkonu, dzięki Wam powstało kilka ciekawych scenariuszy, które będziemy tutaj powoli publikować z drobnymi zmianami. Są super i aż proszą się o jakąś sutą sesje! Oto ten, który powstał podczas niedzielnego “Graj muzyką”, prowadzonego przeze mnie i Merry:

Motyw główny

Otóż akcja scenariusza dzieje się w jakiejś odciętej od świata wsi. Otoczona wysokimi górami oraz gęstymi borami, musiała być zawsze samowystarczalna, bo niełatwo dotrzeć do jakiegokolwiek innego skupiska ludzkiego. Pierwszą ważną informacją o tym miejscu, którą musicie mieć jest to, ze w pobliżu wioski znajdują się ruiny świątyni pewnej pradawnej bogini – Arachni, która przedstawiana jako pół kobieta, pół pająk, była patronką dzieci, strażniczką miru oraz ogniska domowego. Problem polegał jednak na tym, że patronowała ona rasie o której istnieniu dziś już nawet nikt nie pamięta, ale wtedy byli to wrogowie ludzi, a przodkowie mieszkańców naszej wsi brali udział w wielkiej wojnie przeciwko nim. Była to wojna krwawa, pełna straszliwych zbrodni i karygodnych czynów. Obca ludziom rasa została wymordowana, zaś sama Arachnia, pobita i bez swych “dzieci” pozostała w podziemiach ruin świątyni, lamentując za swoją stratą i używając resztek mocy, aby nękać mieszkańców wsi. Nasyłała na nich marną namiastkę swego dawnego ludu: pająki. Pojawiały się one w jedzeniu, straszyły zwierzęta, chmarami napadały na bezbronnych, a co najgorsze, przypominały ludziom o zbrodniach, których ci się dopuścili w minionej wojnie.

Po dłuższym czasie zjawił się wiedzący, który powiedział starszyźnie, że Arachnia może zostać uspokojona jedynie przez ofiary. I tak od wielu lat, każdej zimy jedno wybrane przez losowanie dziecko jest zrzucane do podziemi świątyni, a upadła bogini w zamian nie atakuje osady, ani nie przypomina o zbrodniach. I tak trwało to wiele dziesiątek lat.

Jednakże tej zimy wydarzyło się coś bez precedensu, otóż do ofiary wylosowane zostało dziecko jednego z członków starszyzny, grupy, która dotychczas bezlitośnie trzymała się zasad wyznaczonych przez nieżyjącego już od dawna wiedzącego. Teraz jednak, w obliczu utraty potomka kogoś z władzy, pojawiła się wśród starszyzny pomysł aby przerwać składanie ofiar i pozbyć się Arachni. Rodzi to wiele konfliktów ponieważ dużo rodzin w wiosce już straciło swoje dzieci i teraz będą chcieli zobaczyć jak ginie w końcu ktoś ze starszyzny, która przez tyle lat tak mocno strzegła prawa. Inni będą bali się złamać pakt, a może nawet będą widzieli w nim korzyści, wszakże od kiedy składają ofiary nie było ani suszy, a zbiorów starczało.

Ale co tak właściwie ta pokonana bogini robi z tymi dziećmi? Otóż ona stara się z nich wyhodować sobie na nowo rasę, która została wymordowana. Obrzydliwymi rytuałami mutuje dzieci aby choć przypominały jej dawnych pająkowatych sługów; wypełnia ich ciała ziołami i eliksirami, dodając im kończyn, gruczołów i nowych właściwości. Oczywiście duża część dzieci nie przeżywa przemiany, ale co czwarte staje się mutantem, przypominającym stwora z koszmarów. Zachowuję one część dawnych wspomnień i swojej osobowości, ale mają też niewielką nową część duszy, utkaną na wzór dawnych wyznawców Arachii. Karykaturalna próba odtworzenia cywilizacji.

Gracze to sprowadzeni przez starszyznę specjaliści do eliminacji Arachnii, ale nie są tutaj też przypadkowo. Któryś z nich może być lokalsem, bratem bliźniakiem dziecka zrzuconego w dół ofiarny, ktory wyczuwa, że jego krewny ciągle gdzieś tam żyje. Inny może być dawnym wyznawcą Arachnii, który przybył służyć swej królowej, a jeszcze innym pomysłem jest ktoś na wzór szpiega organizacji na wzór inkwizycji, który ma zbadać doniesienia o dziwnych rytuałach. Pomysłów na mocne osadzenie postaci graczy w historii jest całkiem sporo, a powinni być w niej całym sercem, bo w toku scenariusza czeka ich na pewno niemało ciężkich wyborów, a ja sam koniecznie poprowadziłbym scenę rozmowy z Arachnią w jej pokręconej domenie.

Można z tego zrobić detektywistycznego ktulca, w którym to wieś mieści się gdzieś w Skandynawskich górach, a gracze to coś na wzór ekspedycji polarnej / i ja sam poprowadzę to w ten sposób/; można to zrobić w Warhammerze, gdzie Arachnia będzie po prostu czempionką, któregoś z bóstw chaosu; można i na Świecie Mroku i nawet na DnD w settingu Ravenloft. Możliwości dla mistrza gry jest wiele. Knucie intryg we wsi pomiędzy starszyzną, a różnymi grupami wśród wieśniaków; negocjacje z upadłą boginią; poznawanie losów dawnej wojny i być może nawet rozmowa z ostatnim z weteranów – ciekawe czy żałowałby swoich czynów? -, a może nawet i jakaś wizja przeszłości, albo i cała sesja-retrospekcja, której akcja dzieje się w czasach świetności dla Arachnii.

Jeśli poprowadzicie ten scenariusz, to koniecznie dajcie znać jak Wam poszło!
Hobbit

Nowy projekt Graj! Kolektyw & Gorektyw!

W marcu ruszyliśmy we współpracy z ekipą Gorektywu z nowym cyklem – słuchowiska grozy! Co miesiąc będzie pojawiało się opowiadanie z otwartym zakończeniem, na które to Wy – słuchacze – możecie mieć wpływ! Od Waszego wyboru będzie zależeć dalsza część fabuły.

Pierwszy odcinek przed Wami: “UCZTA” autorstwa Merry, zaaranżowana i przeczytana przez Błaża.

Dobrego odbioru!

W kwietniu kolejna część!

Walentynki – Inspiracje do sesji.

52580608f0f64d11fb7dcfc488fcfe9b

A co byście powiedzieli na historię, w której to Amorkiem jest sam Baron Samedi? Współczesne klimaty messengerów, smsów i portali społecznościowych. Młodzi, samotni, pozbawieni nadziei dostają możliwość zalogowania się na stronie: Addicted To Love i uczestniczenia w gremialnej internetowej randce. Tajemniczy Sam Eddings, będący gospodarzem z pewnością zadba, aby nikt 14 lutego nie był samotny i nieszczęśliwy. Każde wypite wino, każde serduszko z cukru zjedzone podczas randki przybliżają ofiarę do Pana Cmentarzy. Jak wpłynie na umysły użytkowników Baron Samedi? Może da im zadanie nie do odrzucenia, w zamian za uzyskanie receptury na miłosną miksturę? I dlaczego nasi bohaterowie właśnie zalogowali się na stronie? Czy ich też czeka zadanie?

4fa08989b3dd8df72af5cbb14ddc6a8fŚwięto zakochanych potrafi być równie upiorne, co cudowne i niezapomniane. Mówią, że oczy są zwierciadłem duszy… A co jeśli powyższe zdjęcie nie jest tylko makijażem, a pozostałością po okrutnym zadaniu wykonanym dla Barona Samedi?

16218a1cb8a37205c19b6b4243329729Mówi się też, że prawdziwa miłość przetrwa wieki… szczególnie gdy zazdrosny partner nawet zza grobu potrafi nękać swoją miłość i nakłaniać, aby do niego dołączyła. Może właśnie takie remedium na miłość proponuje ostatecznie Baron Samedi? Samobójstwo?

To tłumaczy liczbę ofiar w ostatnim czasie. Bohaterowie – czas do pracy.

 

 

Wywiad z Jarosławem Grzędowiczem

Dzisiaj trochę z innej beczki, a mianowicie przeprowadzony przez Merry (już jakiś czas temu) wywiad z Jarosławem Grzędowiczem, autorem sagi “Pan Lodowego Ogrodu”.

M.P.: Przede wszystkim serdecznie dziękuję, że zgodził się Pan na ten krótki wywiad. Przyznam, że jako fanka cyklu „Pan Lodowego Ogrodu” zawsze chciałam zadać Panu kilka pytań na temat tej sagi. Nareszcie mam ku temu okazję.

M.P.: Czy historia opisana w sadze „Pan Lodowego Ogrodu” została przez Pana od razu wymyślona w całości? Czy wszystkie założenia i główne wątki powstały podczas tworzenia pierwszego tomu, czy kontynuacja tej opowieści rodziła się w miarę pisania?

Jarosław Grzędowicz: Zawczasu powstała cała struktura powieści – pomysł, krótko mówiąc. Wszystkie założenia dotyczące tego o czym jest ta książka, na czym polega pointa, kto kogo i dlaczego. Z konieczności na tym etapie założenia są skrótowe i syntetyczne. Znamy podstawowe zwroty akcji i jej bohaterów, ale pomiędzy punktami węzłowymi zieje może nie pustka, ale bardzo ogólne wyobrażenia o tym co się ma dziać. W efekcie powieść, pomimo że wymyślona od początku do końca, cały czas obrastała w szczegóły, wątki i dodatkowe zdarzenia.

M.P.: Czym Pan kierował się przypisując główny i najsłynniejszy motyw muzyczny z filmu Carlosa Saury „Nakarmić kruki” – „Porque te pas” – Dolinie Bolesnej Pani (jedna z krain w powieści, red.przyp.)? Czy lubi Pan twórczość Saury, czy wprowadził Pan ten zabieg z innych powodów?

J.G.: Nie mam do Saury jakichś szczególnych predylekcji, zresztą nie należy wiązać “porque te pas” wyłącznie z tym filmem. To była piosenka popowa z lat 60 wykonywana przez niejaką Jeanette, i została po prostu wykorzystana w filmie, który ją dodatkowo spopularyzował. Zwracam uwagę że w treści nie ma nic o żadnych krukach, ot, sentymentalna historyjka o rozstaniu. Ale ja potrzebowałem czegoś kojącego i trochę niepokojącego – takiej kołysanki dla postaci która pochodziła z Hiszpanii i znajdowała się w stanie jakby magicznej śpiączki. “Porque te pas” była jak znalazł.

M.P.: Cała saga, a zwłaszcza pierwszy tom nawiązuje do mitologii skandynawskiej oraz przywołuje obrazy Hieronima Boscha. Czy interesuje się Pan szczególnie mitologią skandynawską i dziełami Hieronima Boscha?

J.G.: W tej powieści znalazło się echo mojego zainteresowania wieloma kulturami, nie tylko wikińską. Są tam ślady kultury japońskiej, kultur Czarnej Afryki, ale też Cesarstwa Mongołów, albo ogólnie pojętej starożytności. Bohater przez swoje ziemskie pochodzenie bada ten świat uzbrojony w skojarzenia i analogie, przyniesione z domu. Kultura w której musi funkcjonować jest dla niego obca, więc patrzy na nią przez pryzmat ziemskich doświadczeń historycznych. Pewnie tak się kojarzyło nie tylko jemu, w końcu planeta dostała kryptonim „Midgaard”, co w skandynawskich wierzeniach oznaczało poziom świata zamieszkały przez ludzi. Mieli jeszcze Asgaard (dziedzinę bogów) i świat podziemny Helj.
A „Ogród rozkoszy ziemskich” znajduje się raptem w jednej scenie. Bohater dociera do krainy przekształconej przez kogoś o magicznej mocy. Rozgląda się i widzi wokół siebie postaci oraz krajobrazy z tryptyku Boscha, więc może je rozpoznać, co więcej, jest dla niego jasne, że są dziełem człowieka z Ziemi. Bosch jest znany niemal każdemu kto umie czytać i pisać, a do tego efektowny. Nie chodziło o to, że wyzbywam się jakiejś obsesji, albo mam potrzebę opisywania lubianych obrazów.

M.P.: Po dokończeniu sagi „Pan Lodowego Ogrodu” zaostrzył Pan nasz apetyt. Czy uchyli Pan rąbka tajemnicy i zdradzi swoje literackie plany na najbliższy czas?

J.G.: Przyznaję, że ta powieść trochę mnie wyczerpała i na razie zbieram siły. Gromadzę pomysły, opracowuje je, ale jeszcze nie zdecydowałem się ostatecznie który zrealizować. Regeneruję się. To był ogromny projekt – jego realizacja zajęła mi przeszło siedem lat, więc chwilowo jestem lekko zdezorientowany.
M.P.: Jaki ma Pan system pisania? Czy pisze Pan wtedy kiedy ma wenę, czy wyznacza sobie regularne godziny pracy, w czasie których musi Pan napisać określoną liczbę stron?

J.G.: Wszystko zależy od tego na jakim etapie. Jest czas wymyślania, jest czas pisania, bywają też momenty kiedy idzie jak po grudzie. Generalnie staram się pisać systematycznie – to jednak, bądź co bądź praca. Tyle, że kiedy mam tzw. wenę piszę więcej i szybciej, a kiedy indziej z wysiłkiem wpatruję się w ekran i mozolnie klecę zdanie po zdaniu.

M.P.: Podobno Ernest Hemingway przed pisaniem raczył się whisky, a Marcel Proust lubił wąchać zapach suszonych jabłek. Czy Pan również potrzebuje stworzyć specjalne warunki podczas procesu pisania?

J.G.: Nic tak wymyślnego. Zamknięte pomieszczenie, cisza i spokój, tło w postaci muzyki instrumentalnej, pod ręką herbata, zapas papierosów i jakaś woda, tyle. Whisky przed pisaniem to kiepski pomysł, zaś wąchanie jabłek, śledzi, biczowanie się, lub zwisanie z drabinek to raczej według mnie jakieś objawy. To jednak specyficzny zawód i niech każdy wspomaga się jak umie. Kto potrzebuje pisać w pociągu, na karuzeli czy w basenie, może tak czynić.

M.P.: W związku z tym, że Pańska małżonka również jest pisarką (Maja Lidia Kossakowska, red. przyp.) , czy dzielą się Państwo pomysłami? Czy może dopiero po napisaniu książki wymieniacie się Państwo wzajemnie uwagami? Czy inspirujecie się nawzajem?

J.G.: Oboje żyjemy tym, co robimy. To jest praca, która jest zarazem pasją, angażuje serce i rozum, w odróżnieniu, powiedzmy, od przycinania sztachet (z całym szacunkiem dla tych, którzy się tym parają), więc o niej rozmawiamy. Dużo i często, wymieniając się pomysłami, ale także dyskutując o szczegółach, albo pytając się nawzajem o radę.

M.P.: Czy zdarzyło się żeby Pan podpowiedział jakiś wątek i jego rozwiązanie małżonce?
A może na odwrót, to Pańska żona tchnęła ducha w któregoś z bohaterów Pana książek?

J.G.: Jak już mówiłem, często rozmawiamy o własnych książkach i prosimy się nawzajem o radę, więc bywało i tak, i tak. Czasem ja je podsuwałem jakieś rozwiązanie i czasem to Maja sugerowała mi jak wybrnąć z jakiejś mielizny.

M.P.: Bardzo serdecznie dziękuję za wywiad. Z niecierpliwością czekam na następne Pańskie powieści.

J.G.: Również bardzo dziękuję.

Scenariusz do The Cat Hack “Cienie nad Żyrardowem. Romanca o sprawiedliwości”

Serwus!

Przynoszę wam dziś scenariusz do systemu opisanego na naszej stronie ostatnio. Napisaliśmy go wspólnie z Meph, a później przetestowałem go na dwóch graczach /pozdrowienia dla Freathera i Figa/, których podejmowane decyzje wpłynęły na ostateczny kształt tego co dla was mam. Teraz będziecie mieli już wszystkie narzędzia potrzebne do rozpoczęcia wspaniałej przygody w świecie kotów, a co spróbuje wam pokazać poprzez poniższy scenariusz, może to być magiczna i fascynująca przygoda.

 

Skrót:  Lata dziewięćdziesiąte, Polska. Rodzina Pyziaków w składzie: Barbara, Władysław i ich córka Magdalena spełniają właśnie swój Polski sen i z małego miasteczka na Podkarpaciu przeprowadzają się pod Warszawę, do przestronnego lokum na parterze bloku z wielkiej płyty. Mieszkanie kupili na własność okazyjnie od niedawno owdowiałej Elżbiety Woronieckiej, której mąż, Henryk, popełnił samobójstwo. Pani Woroniecka chciała jak najszybciej wyjechać z Żyrardowa i zacząć nowe, wspaniałe życie w Warszawie. Problem polega jednak na tym, że nie było to samobójstwo, a jej Warszawskie życie zakłada obecność kochanka Maurycego Belkowskiego – dotychczasowego właściciela dobrze prosperującej żyrardowskiej dyskoteki “Laser”. Jednakże duch zabitego podstępnie Henryka Woronieckiego nie może opuścić mieszkania dopóki prawda o jego śmierci nie wyjdzie na jaw, a do tego czasu jest uwięziony wśród meblościanek z lakierowanego drewna, tapczanu i zdjęcia papieża na koronkowej serwetce. Wraz z nim w mieszkaniu są też eteryczne pasożyty, żywiące się życiową energią mieszkańców tego miejsca, a w zamian nasączają ich negatywnymi uczuciami. Koniec rodziny Pyziaków jest bliski…

No  może byłby bliski, gdyby nie to, że mają oni kilka kotów wziętych kiedyś ze schroniska, które mogą powstrzymać niebezpieczeństwo i pomóc zwyciężyć sprawiedliwości!

Scenariusz jest otwarty na pomysły graczy. Kończy się w momencie w którym prawda o śmierci Henryka Woronieckiego wyjdzie na jaw, wtedy jego duch może opuścić ten padół łez, a gracze mają otwartą drogę do pozbycia się eterycznych pasożytów, które nie są już chronione aurą ducha.

 

Klimat : Scenariusz przewidziany jest jako baśniowy, przygodowy i pełen magii. Przygarnięte z ulicy koty odwdzięczają się swoim właścicielom prowadząc walkę z gnębiącymi ich duchami, ezoterycznymi pasożytami. Do tego wyjaśniają sprawę tajemniczego morderstwa, podróżują po mieście w poszukiwaniu pomocy, którą okazuje się żółwi rycerz Lancelot, stado kruków mędrców i mysia królowa, która trzyma piecze nad swoim królestwem, ulokowanym w podziemiach pasażu handlowego. Wszystko to w konwencji baśni, albo kreskówki, zależy co bardziej wolicie.

Inspiracje klimatyczne:   Chip ‘N Dale, Peter Pan and The Pirates , Biker Mice from Mars

No dobra, ta ostatnia inspiracja to taki żarcik 😉

 

Mięcho: 

Muzyka Intra: Ja na intro opisałem graczom duszka powietrza, który przelatuje przez Żyrardów pełen różnych magicznych istot i zmagających się z nimi kotów.

Więc tak, drużyna zostaje przywieziona przez kuriera tydzień po wprowadzeniu się do Żyrardowa Pyziaków, są oni już mocno nadgryzieni przez swoje eteryczne pasożyty. Władysław toczony jest przez  Depression Spider, który zaciska na nim swoją sieć, wprowadzając go w coraz większą depresje. Ten dawniej żywy reporter sportowy z ambicjami zmieniania świata swoim pisaniem, obecnie tylko snuje się po mieszkaniu i leniwie przekłada rzeczy z miejsca na miejsce. Jego żona Barbara ma na swoim ramieniu Greeneye,  które sączy jad do jej uszu i każe być zazdrosną oraz mściwą wobec każdego. Ich córka Magdalena zaś zmaga się z Ragewolfem, który nie opuszcza jej na krok i cały czas prowokuje do agresywnych zachowań, nawet wobec ukochanych kotów. Jak widzicie, sytuacja w mieszkaniu pod adresem Konwaliowa 1/3 jest niewesoła i wymaga interwencji dzielnych kotów.

 

NPCem, który wprowadzi drużynę w sytuacje jest chomik syryjski Eryk, który przyjechał do Żyrardowa z Pyziakami od razu. Eryk co prawda nie widzi eterycznych pasożytów, ale wie, ze coś jest nie tak, w końcu od dwóch dni Magdalena nie dosypała mu jedzenia! Powie graczom o krukach, które często siadają na balkonie od strony salonu, albo latają przy ulicy i wspomni, że dowiedział się od nich, iż zwierzę poprzedniej właścicielki dało kiedyś dyla do parku. W tym miejscu zaczyna się ich przygoda i kombinowanie, bo w końcu z mieszkania trzeba jakoś wyjść, a po drodze jest dużo pułapek z rodzaju Curse of distraction, czy może nawet sami domownicy będą wobec kotów niebezpieczni ze względu na swoje problemy. Eteryczne pasożyty żywiące się domownikami są nie do ruszenia dopóki duch Henryka Woronieckiego snuje się smutny po mieszkaniu. Atakowane nie reagują.

 

Kruki, które czekające na drużynę przy ruchliwej ulicy, są bohaterem zbiorowym mędrcem. Jeśli drużyna odpowiednio z nimi porozmawia, to podzielą się następującymi informacjami: Elżbieta była złą kobietą, polewała bezdomne koty wodą, wychylając się z balkonu i przeganiała ptaki z pobliskich drzew oraz krzewów. Jej zwierzątko, żółw, nie mogąc wytrzymać terroru uciekł od niej do parku i teraz jest gdzieś tam skryty. Wiedzą o pasożytach żerujących na Pyziakach i są w stanie bezpośrednio pomóc, ale w zagadkowy sposób zasugerują, że do ostatecznej rozprawy będą potrzebni graczom sojusznicy i przyjaciele.  Od parku oddziela drużynę ruchliwa droga, która będzie wymagającym testem dla zręczności, a i może kosztować kilka z nadmiarowych żyć.

 

Motyw muzyczny Lancelota

Lancelot to dumny żółw, który słuchał jak Elżbieta fonetyzując zapoznaje się z klasyką literatury rycerskiej. Po kilku latach takiego procesu uznał, że porzuci bycie zwykłym żółwiem i zostanie błędnym rycerzem, a kiedy zobaczył jak jego pani staje się złą osobą, to postanowił opuścić Konwaliową i ruszyć na poszukiwanie przygód. Na razie osiadł w gipsowym, ozdobnym domku na środku płytkiego stawu, do którego prowadzi ścieżka z otoczaków wystających ponad wodę – co może być nielichym wyzwaniem dla drużyny kotów.  Kiedy drużyna powiadomi go o niesprawiedliwości jaka dzieje się teraz na Konwaliowej to uzna on, że jest to kara od Pani Jeziora zesłana tam za złe czyny jego poprzedniej Pani, Elżbiety. Gracze będą musieli użyć trochę swojej etykiety, poudawać rycerzy i wykazać się cierpliwością (Lancelot jako żółw ma dosyć spokojne tempo mówienia: “Jeeeeesteeeeem Laaaaanceeeloooot. Ryyyyyyceeeeeerz”) aby uzyskać od niego więcej informacji. Wie on, że Elżbieta była bardzo złą kobietą, że zdarzało jej się kraść leki z apteki w której pracowała i nawet straciła tam pracę z tego powodu, ale doszło do jakiejś podejrzanej ugody z właścicielem. Lancelot nie wie co było dalej, bo po tym postanowił opuścić jej dom na rzecz poszukiwania przygód – z tego też powodu nie wie o śmierci Henryka, która poruszy go dogłębnie. Skieruje graczy do jej starego zakładu pracy w poszukiwaniu nowych dowodów oraz sojuszników, bo wy możecie tego nie wiedzieć, ale wszyscy zwierzęcy mieszkańcy Żyrardowa wiedzą, że pod Pasażem, mieści się Mysie Królestwo. Czekają ich nietypowe rokowania.

 

Motyw muzyczny Mysiej Królowej

Myszy od wielu pokoleń władają niepodzielnie piwnicami, składami i magazynami mieszczącymi się w i pod Pasażem. Długa dynastia Królowych Sera Władczyni Cheddara i Pań Dziurawego Złota trzyma pieczę nad całym mysim rodem, który czerpie zyski z ludzkiej działalności. Jednakże od kilkunastu dni panuje w ich królestwie panika. Na podziemnej drodze do magazynów sieci spożywczej Kamil i Radek pojawiło się zagrożenie, którego myszy nie są w stanie nawet zobaczyć, a które pacyfikuje każdego kto podejdzie. Obsługa Kamila i Radka tak bardzo boi się swojego szefostwa, że nie informowali ich o tym, tylko kupują potrzebne produkty w innych sklepach, a myszy cierpią na niedobór dziurawego złota. Wtenczas jednak pojawiają się gracze dla których dostęp do apteki Plasterek ma kluczowe znaczenie, jednakże jak wszyscy wiedzą myszy i koty to odwieczni przeciwnicy. Drużynę czeka składanie wielu przysiąg i pilnowanie swojej etykiety w obliczu ogromnych stad wystraszonych myszy. Królowa zaproponuje im układ, koty oczyszczą drogę do magazynu, a jej poddani pomogą w przeszukaniu Plasterka.

Tym co blokuje drogę do Kamila i Radka jest  rozwścieczone widmo kapitalizmu, czyli Poltergeist. Rzuca on puszkami na lewo i prawo, atakując każdego kto się zbliży – nie ma dla niego różnicy czy to pracujący na elastycznych warunkach, członkowie młodego, prężnie rozwijającego się zespołu, koty czy myszy. Każdy obrywa szafką albo krzesłem.

Po rozprawie z potworem Mysia Królowa wywiąże się z obietnicy i zaprowadzi graczy do Plasterka, gdzie podczas komediowej sceny dojdzie do odnalezienia ukrytej teczki, a w niej ugoda między właścicielem apteki a Elżbietą, która wyniosła z niej podejrzanie dużą, śmiertelną wręcz, dawkę lekarstw, na dzień przed śmiercią, podobno samobójczą, swojego męża.

 

Podczas mojego prowadzenia scenariusz skończył się tak, że gracze dostarczyli Władysławowi Pyziakowi ugodę; wygrzebali ze śmietnika gazetę z artykułem o śmierci Henryka i swoimi różnymi kocimi zaklęciami oraz sztuczkami skłonili go do zajęcia się sprawą. Eteryczne pasożyty próbowały im w tym przeszkadzać, sączyć więcej swojej trucizny, ale moja kocia drużyna była nieustępliwa i w momencie w którym Władysław na swojej maszynie do pisania zaczął tworzyć artykuł wyjaśniający zagadkę śmierci poprzedniego mieszkańca Konwaliowej, duch Henryka podziękował kocim poszukiwaczom przygód i spokojnie odszedł.

 

Jednakże przed kocią drużyną jest jeszcze Finałowa walkaTutaj przy pomocy swoich zebranych wcześniej sojuszników, własnych umiejętności oraz mocy przyjaźni muszą rozprawić się z niechronionymi eterycznymi pasożytami, które nie zamierzają poddać się bez walki i wezwą swoich sojuszników – szczury z pawlacza! (Rats)

Kiedy opadnie już bitewny pył, a rany będą wyleczone, czas na outro w którym radosna rodzina Pyziaków wraca do normy, zastanawiając się co też w ich domu robiły te wszystkie myszy, żółw i kruk, no i dlaczego ich koty tak dziwnie się zachowywały, no ale przecież to tylko ich głupiutkie kotki, prawda?

 

Dzień Dziadka, Dzień Babci… Inspiracje.

W dzisiejszym odcinku improwizacji wizualnych polecamy ilustracje idealne na sesje z okazji Dnia Dziadka i Dnia Babci 🙂

10409707_10152967998530934_8447147966470193864_n“Dziadek długo nie mógł pogodzić się ze stratą brata. W zasadzie nigdy się nie pogodził. Pracowali razem w fabryce. Tamtego dnia, kiedy zdarzył się ten wypadek przy piecu ceramicznym, ten w którym zginął wujek Zygmunt… Dziadek twierdzi, że to ręka boska uchroniła go wtedy przed śmiercią. To podobno było niemożliwe, żeby cegły spadły na Zygmunta, a nie na niego… Oszukał przeznaczenie? To możliwe? Wszyscy bagatelizują, że to bzdury, ale mówię Wam, Dziadek codziennie powtarza, że czuje czyjąś obecność obok siebie… Jakby śmierć czekała i obserwowała każdy jego ruch….”. Takimi słowami Mistrz Gry może przywitać Bohaterów Graczy na inicjacyjnym obiedzie rodzinnym, wprowadzającym do całej przygody.

10463940_1431417337122817_1655094439692024342_n

– Dlaczego Ciocia Mania śpi na podłodze ? – zapytał chłopiec z blond czupryną.

– Nie śpi. Ona nie żyje. To zdjęcie z jej pogrzebu. – odparła kobieta, wyglądająca na jego matkę.

– …. A ten, ten miś obok? Zupełnie taki jak mój Rupert… – ciągnął chłopiec, otrzepując kurz ze spodni.

– Bo to Rupert. Babcia powiadała, że w zabawkach zaklęte są dobre duchy. Więc dała Ci go, zaraz po tym jak się urodziłeś. Taki talizman. Po Cioci.

Malec głośno przełknął ślinę, wpatrując się w zdjęcie znalezione przed chwilą w piwnicy.

Scena otwarcia do sesji o upiornych zabawkach i duchach?

10473172_10152946252020934_3159106850003081606_nChyba każdy słyszał o Domku Na Kurzej Łapce… Ale, żeby nie było tak prosto – Mistrz Gry może pograć krótkim jednstrzałem na dwóch płaszczyznach. Przygoda rozgrywa się zarówno w świecie realnym, jak i w baśniowej krainie, do której BG trafili jako postacie z baśni, podejmując zadanie od małej Małgosi, która chce uwolnić brata. Za pomocą rodzącego się talentu magicznego, Małgosia zaklęła BG w księdze z baśniami, tak jak uprzednio zrobiła to wiedźma z Jasiem. Małgosi przed zaklęciem uwięzienia uciec się udało, Jasiowi  już nie. Czy Bohaterowie pokonają wiedźmę i zdołają wyciągnąć Jasia na drugą stronę księgi? I jak bardzo niesforny magiczny talent Małgosi przysporzy im kłopotu?

cool-post-mortem-photographs-brothersPięcioro wnucząt Babcia miała. Najstarsze za pieniądzem gania. Młodsze własnej rodziny szuka, bliźniaków aktorska porwała sztuka , a najmłodszej… coż, najmłodszej już tylko wieko od trumny stuka…

Zdjęcie i wierszyk mogą służyć jako przedmiot znaleziony głęboko gdzieś na strychu w pełnej tajemnic i intryg przygodzie do Zewu Cthulhu.

cool-post-mortem-photographs-tricksOpowieść o dwóch siostrach. Jedna z nich nazywała siebie Nocą, druga Dniem. Ta druga może być Babcią jednego z BG (lub całej drużyny). Co stało się z tą pierwszą? I dlaczego kazała mówić na siebie “Noc”? Babcia mówiła, że to ich ostatnie wspólne zdjęcie… To pierwsze, które trzyma na kolanach zwyczajnie nie wyszło i trzeba było powtórzyć. Podobno twarz siostry była zbyt zamazana…

smutny-cmentarzSmutna opowieść o wnuczce, która do końca czekała aż Babcia się obudzi. Do końca, to znaczy do momentu, gdy na horyzoncie pojawił się Dziadek i młodszy brat. Przyszli ją zwyczajnie zabrać. Do innej krainy. Czekała przecież tak długo, aż całe życie przeleciało jej przez palce…

Obrazek może służyć za ulubioną rycinę/obraz wiszący w głównej sieni rodziny, do któej domu trafili nasi bohaterowie. Historię o wnuczce lubi opowiadać przede wszystkim guwernantka, która pracuje w tej posiadłości od niepamiętnych czasów. A może pamięta samo to przykre zdarzenie?

World of Darkness Song Challenge – Day 17.

Day 17. Werewolf’s first change scene song

Ten przełomowy moment Wilkołaka powinien mieć kopa. Enslaved nie słuchałem tyle, ale mają kilka dobrych kawałków, które dobrze zabrzmią na sesji o szamaniźmie, duchach i walce z upiorami oraz Beshilu. Polecam jeszcze Sigmundskvadet oraz The Sleeping Gods w ich wykonaniu, bardziej melodyczne, podobnie jak Frost. W połączeniu tych dwóch utworów można szczególnie nakreślić 2 stadia przemiany – to w którym bariera między światem materialnym i cieni załamuje się dla naszej postaci i dostrzegamy animistyczną stronę rzeczywistości oraz, wraz z wyciszeniem i ‘Loke’ gdy postać przybiera formę zwierzęcia i zaczna poddawać się szałowi. Wszystko dzieje się gwałtownie szybko, postać nie zdaje sobie sprawy ze skali zniszczeń do czasu aż się nie obudzi.

Frost, Enslaved, „03. Frost / 04. Loke”

Innym metalowym kawałkiem, który powinein znaleźć swoje miejsce ze względu na tekst i melodię jest utwór Type o Negative:

October Rust, Type O Negative, “13. Wolf Moon”

Wiadomo – przemiana jest różna od Patronatu. Zależnie od tego melodia możę być bardziej skierowana do duchów obserwujących przemianę, albo krwawej rozprawy z istotami wokoło.

World of Darkness Song Challenge – Day 16

Spellcasting scene song

Na moment powracamy tutaj do „The Fountain” i Mansella, soundtracku, który ma moim zdaniem bardzo dobry utwór do starć z użyciem czarów.

„The Fountain Original Motion Picture Soundtrack”, Clint Mansell, The Tree of Life

The Fountain Original Motion Picture Soundtrack

Cynthia krzyknęła I wyciągnęła dłoń przed siebie. Lecący między filarami śrut zmienił się w chmurę kropel, a te po chwili w parę, dając chwilę by rzuciła się w bok. Kolejny strzał sprawił, że szkło okna przy którym stała zmieniło się w matową siatkę pęknięć. Następne  zaczęły obłupywać czarną, marmurową kolumnę o którą się opierała. Kiedy stwierdziła, że czas jest odpowiedni, wymówiła słowa inkantacji. Wpierw niesłyszalnym szeptem, które narastały z każdą sylabą w miarę jak wokół sypało się więcej odłamków kamienia z kolumny. Wyszła, stąpając boso po chropowatej, chłodnej podłodze, kule zatrzymujące się krok przed nią. Mężczyzna zaklął i rzucił bezużyteczną strzelbę. Stał teraz naprzeciwko niej, jego nagie ramiona i tors wytatuowane w geometryczne, bladoniebieskie linie, labirynt oplatający wszystko prócz głowy. Z niej wychodził wbite żyletki i gwoździe, w miejscu wbicia otoczone gnijącą skórą, z której powoli ciekła ropa. Zaczął wypowiadać głośno słowa inkantancji. Betonowa podłoga zaczęła drżeć i lampy zaczęły tryskać żólto-pomarańczowymi iskrami, kiedy jarzeniówki wybuchały szklanymi odłamkami. Kolejny szelest dłoni przecinającej powietrze. Cynthia, nie czekając na efekt tego zaklęcia zatrzymała się za kolejną kolumną ciężko oddychając. Po dłuższej chwili ciszy nabrała powietrza w zbolałe płuca i wyjrzała. Zobaczyła jak całe pomieszczenie oświetlają jedynie iskry. Zatrzymane w powietrzu, jak ogniki w ciemności.  Część tego światła odbija się od leżących na ziemi i zawieszonych w powietrzu odłamków szkła. Czas stanął dla całego holu – tylko magowie patrzyli na siebie, wiedząc o wzjamnych, bijących sercach. Kobieta wyszła i wyciągnęła kamień z wypisanym na nim greckim słowem. Oznaczało Prawdziwą Śmierć.
Soundtrack też  z zupełnie innego dzieła, może bardziej skierowanego do Mrocznych Wieków. Jednak gdy Gracze należą do tajemnych bractw, walczących o panowanie nad światem to w gruncie rzeczy wieżowce są ich zamkami, akolici – marionetkami, a rytuały i eksperymenty jakie odprawiają naruszają materię rzeczywistości.

Amnesia: The Dark Descent Game Soundtrack, Mikko Tarmia, Brennenburg Theme

Amnesia: The Dark Descent Game Soundtrack

Słuchowisko Gorektyw

W ramach aktywności świątecznej, grupa Gorektyw nagrała słuchowisko krótkiego opowiadania Merry, pt. “Droga Panno Johnson”.

Tekst poniżej, a słuchowisko w linku.

Gorektyw – Droga Panno Johnson

Dobrego odbioru!

 

New Hampshire, 1869.

„Droga Panno Johnson!
Po przeczytaniu pozostawionego przez Panią listu, niezwłocznie nadałem telegram do porucznika Briggsa (będącego moim serdecznym przyjacielem), wyjaśniając sytuację oraz wnosząc prośbę o pilne wycofanie pozwu i rychłe zwolnienie Pani do domu. Obiecał natychmiast poczynić kroki, przez co mam szczerą nadzieję, że czyta Pani mój list, zajmując wygodne miejsce w powozie bezpiecznie zmierzającym w Pani rodzinne strony, do Stratford. Tak długa podróż z pewnością może być męcząca, więc wyposażyłem posłańca w nieznaczny podarunek: jedwabny koc oraz butelkę najlepszej brandy, co by umilić Pani ten czas – niechże mi Pani pozwoli zrekompensować poczynioną zniewagę chociaż w ten drobny sposób. Nie dość, że nasłuchała się Pani przykrości, naraziła na mój gniew (którego – bądźmy szczerzy – żadna kobieta znosić nie chciała!) i wylała morze tak bardzo niepotrzebnych łez, to jeszcze musiała Pani wykazać się nie lada odwagą, decydując na prędką podróż do domu przez te gęste śniegi. Oh, jakże porywczy i bezlitośni w swych pochopnych osądach pozostajemy my mężczyźni! Gdybym tylko mógł cofnąć czas…

Oczywiście proszę mi wierzyć – w pełni rozumiem podjęte przez Panią kroki oraz bezwzględną niechęć do mnie i mojego domu! Pani decyzja o odejściu z pracy nie może dziwić nikogo – niech mnie diabli żywcem wezmą! – i tak jak mój syn Roderick (jak znajdę tego łapserdaka, to skórę przetrzepię na wiór!) pozostaję całkowicie uniżony i pełen nieskrywanej sympatii pielęgnuję tlący się w sercu promyk nadziei na Pani powrót.

Roderick nie jest łatwym dzieckiem – ha!- skaranie boskie z nim Pani miała! Gdybym tylko zapracowany tak nie był, gdybym zawczasu połączył fakty, z pewnością sam doszedłbym do wniosku, który przedstawiła Pani w ostatnim akapicie listu: „[…] Pański syn, Panie Algren, po prostu uwielbia szarady i zwyczajnie znowu się schował…”. Osobiście wyciągałem ancymona z najciemniejszych zakamarków naszej posiadłości, kiedy w dzieciństwie dla zabawy uciekał przed grabarzem. Ach, stary Otto, Panie świeć nad jego duszą! Kiedyś nawet byłem świadkiem szczerego uśmiechu, jaki wykrzywił jego zawsze posępną facjatę! Uwierzy Pani? Roderick znikał niekiedy i na całą noc, żeby rano triumfalnie wkroczyć do salonu i prężąc się z dumy szczycić zwycięstwem – nikt przecież nie znalazł jego genialnej kryjówki.  Niemniej, wydawało mi się, iż Roderick ostatnim czasem nieco zmądrzał, a na pewno wydoroślał i nie w głowie mu są tego rodzaju psoty… Czyżbym się mylił i jego działania wciąż tak chłopięce i bezmyślne pozostawały? Anielską cierpliwość miała Pani do mojego syna, Panno Johnson. I za to wdzięczny będę Pani do końca życia.

Pragnąłbym również, aby wiedziała Pani, iż także do końca życia będzie mi wstyd za to co zdarzyło się wczoraj wieczorem. I nawet tak popularna i prawdziwa maksyma, że przecież „człowiek uczy się całe życie” nie zmyje ze mnie hańby oraz ambarasu, jakimi okryłem się wybuchając wówczas niepohamowanym gniewem i oskarżając Panią o niedopilnowanie obowiązków i pozwolenie na kolejne sekretne eskapady mojego syna. Na swoje usprawiedliwienie mogę jeno dodać, iż naprawdę ufałem, że Pani jako jedynej uda się wpłynąć na Rodericka i wybić mu z tej ślicznej główki nocne wycieczki i penetrowanie najróżniejszych kryjówek na terenie posiadłości.

Pozostaje mi więc liczyć, że kiedyś mi Pani wybaczy – w sercu i duszy. Może wtedy będę mógł spać spokojnie.

Tymczasem życzę Pani przyjemnej podróży, proszę delektować się każdym łykiem brandy – jest tego warta!

Rzecz jasna nie mogę również pominąć podziwu oraz nieskrywanego wzruszenia względem Pani wielkiego serca! Pomimo tylu krzywd i przykrych słów, pozostawiła Pani spiżarnię pełną smakołyków i świeżo przyrządzonych potraw, a przecież dostrzegłem jak bardzo przejęta była Pani sprawą – ten podarty skrawek listu świadczy o drżących z przerażenia i smutku rękach (och, kajać się będę do końca mych dni za to co Pani wyrządziłem!).

Wątróbka – przepyszna. Małmazja, rzekłbym nawet z ręką na mym skalanym poczuciem winy sercu. Winszuję kulinarnego talentu.

Z wyrazami szacunku,

Sir Collin Algren.

Ps. Dam głowę, iż ten mały ancymon schował się w piwnicy w warsztacie dziadka. To stare skrzydło domu nie było odwiedzane od lat, a Roderick często zwykł pytać o to miejsce i stojący tam zabytkowy piec. Ciekawym, czy Panią również o to męczył? A może weszła Pani z nim tam kiedyś?”

Panna Alice Johnson siedziała w ciszy, podnosząc wzrok znad zapisanej maczkiem kartki i wpatrując się przez krótką chwilę w mijany śnieżny krajobraz. Napoczęta butelka brandy podskakiwała na wybojach, stukając masywnym dnem o drewnianą małą półkę. Słońce już dawno schowało się za chmurami, ustępując miejsca jasno świecącym gwiazdom, rozlanym po granatowym nieboskłonie. Kobieta ściągnęła wąskie usta i w zamyśleniu wyjęła z kieszeni płaszcza ściśniętą pięść, z której wystawał zwitek pożółkłego papieru. Rozprostowała kartkę, wbijając w nią nieobecny, trochę spłoszony wzrok. Po chwili ponownie sięgnęła do kieszeni, a w jej zgrabnych palcach pojawiło się pióro wieczne. Wdzięcznym ruchem przyłożyła dłoń do kartki i zaczęła pisać, po cichu wypowiadając słowa na głos:

„Drogi Panie Algren,

W pierwszych słowach mego listu, pragnę poinformować Pana o szczerych intencjach oszczędzenia Panu nerwów i zaoszczędzenia czasu, którego Pan tak rozpaczliwie ciągle potrzebuje…

Mimo usilnych mych prób, Roderick po prostu wpełzł do środka, wołając do mnie słodkim – och jakże znienawidzonym przeze mnie – głosikiem: „Nie znajdzie mnie Pani!”. Ileż razy jeszcze miałam biegać za nim po całym domu, wyciągając go za kołnierz z najciemniejszych zakamarków?! Pański syn to najgorsze dziecko, jakim przyszło mi się opiekować! To wcielenie zła! To symfonia patologicznego rozpieszczenia i haniebnego braku kindersztuby! Jak Pan mógł tak zaniedbać własne dziecko?! Te czerwone pulchne poliki, z których wydobywał się ten drażniący, piskliwy śmiech, niczym z najokropniejszych sennych koszmarów! Panie Algren, zastanawiał się Pan kiedyś skąd u Rodericka te sine ślady na plecach? Skąd okazyjne kulenie, spuchnięte nadgarstki i problemy z oddychaniem?! Na jego czarcie psoty nie pomagało nic innego jak tylko szpicruta! Właśnie tak! Ona stanowiła jedyne ukojenie moich zszarganych przez Pańskiego bachora nerwów. Ale, wnioskuję, że Pan nic nigdy nie zauważył. Skoro nie potrafił Pan go wychować, to dlaczego miałby Pan zwracać na niego uwagę? Przecież Pan jest zawsze taki zapracowany…. Więc, tego felernego dnia, Panie Algren, Pański syn zwyczajnie się schował – jak to miał w zwyczaju czynić, zwłaszcza widząc zbliżającą się ze świstem szpicrutę! Schował się… w piecu dziadka, w piwnicy. Uwierzy Pan? Ha, ja też nie! Malec wymyślił sobie tak idealną kryjówkę. Nic tylko skorzystać. Zdziwienia w Panu nie wzbudziły nawet resztki diabelskiego zapachu zmieszanego z gęstym czarnym dymem unoszącym się nad domem. Musze przyznać, Panie Algren, że nigdy nie czułam się tak dobrze zatrzaskując żelazne drzwiczki pieca i dosypując węgla na podpałkę. Choć muszę przyznać, że niebywałej przyjemności dodawał ten, najpierw głośny, lecz z czasem niknący w zimnych ścianach, krzyk, który niósł się echem jeszcze długo po egzekucji…. Ale niech się Pan nie martwi! Jako prawdziwa kulinarna mistrzyni umiem dopilnować pieczeni, aby nie zeschła się na wiór. Mam więc nadzieję, że wątróbka Panu smakowała. Starałam się zadbać o każdy, nawet najmniejszy walor smakowy…

Z poważaniem,

Pańska na zawsze,

Alice Johnson.

Ps. Cieszę się, że te kilka przygotowanych przeze mnie specjałów Panu smakowało. Musiałam zostawić spiżarnię pełną. Inaczej – jaka by ze mnie była kucharka? Smacznego.”

Stawiając ostatnią kropkę, kobieta nerwowo odrzuciła pióro na bok. Milcząc przez dłuższą chwilę wpatrywała się w falujący w butelce ciemny płyn. Blada dłoń powędrowała w stronę zielonej szyjki i korka. Kilka łyków później w jej oczach pojawił się widoczny blask, a na ustach zagościł spokojny uśmiech. Wdzięcznym, prawie teatralnym ruchem podarła kartkę na maleńkie kawałeczki i wzdychając głęboko wystawiła rękę za okno. Pożółkłe skrawki papieru gwałtownie porwał lodowaty wiatr. Tańcząc jeszcze przez krótki moment w powietrzu, drobinki poczęły opadać na świeży śnieg, błyskawicznie się w nim zatapiając. Po chwili rozmazany atrament stał się już tylko ciemną mokrą plamą.

 

merry_illustracje-2

 

Niedzielni NPCe – czyli Kuźnia Bohaterów Niezależnych #09

Triste Flores –  Melancholijny właściciel kawiarni w czyśćcu. 


Flores był kiedyś prywatnym detektywem związanymi z istotami nad-naturalnymi, wiecie, wampiry, anioły, duchy, mumie i cała reszta tej magicznej hałastry. Od dziecka miał dar rozmawiania z umarłymi, widzenia drugiego świata i możliwość przechodzenia do niego, no i szósty zmysł, który niejednokrotnie uratował go z kłopotów, bo jak się domyślacie na detektywa podróżujące do piekła czeka wiele groźnych niebezpieczeństw. Uwielbiał te robotę i był w niej cholernie dobry, oh!, nawet sobie nie wyobrażacie jak bardzo. Odbijał osoby porwane do piekieł, śledził nielegalny przemyt dusz do nieba, raz nawet rozbił siatkę słowiańskich demonów, które były winne plagi bezsenności wśród dzieci, a przy okazji zupełnie przypadkiem miały firmę produkującą środki nasenne dla nieletnich. Duże sprawy, o których swojego czasu mówił cały nadnaturalny świat; mieć zdjęcie z Floresem to był dopiero szpan!

 

Utwór postaci – Devendra Banhart – Mi Negrita
Z czasem postanowił się ustatkować, jego zawód był ryzykowny, a po wpadce z inkwizytorem udającym anioła, udającego człowieka stracił też kilku ważnych klientów, no i pojawiły się plotki o jego niekompetencji. Pieprzony inkwizytor Mendoza de las Fuertes, ten łysol jest teraz jakąś ważną osobistością wśród prostaczków, którzy nie odróżniają dobrych nad-naturali od złych! No ale wracając do historii o ustatkowaniu, Flores poznał Marie Aleksandre twardą eks-najemniczke, która pracowała przez większość swojej kariery dla Widma Komunizmu, łapiąc dla niego różnych dłużników, zapałali do siebie nawzajem dużym uczuciem, wzięli ślub i zamieszkali na zboczu Olimpu. Spokojna okolica, wiecie, Greccy bogowie w większości są już na emeryturze, tytani powyrzynali się nawzajem w bratobójczych walkach, to sporo miejsca tam wolnego, a i drogo nie jest . Zbudowali sobie uroczy dom z czerwonej cegły, porośnięty winoroślą, za nim ogród pełen cyprysów, do tego dwa psy, zielony tandem i wygodne leżaki. Brzmi jak raj dla osób, które chcą odpocząć od strzelanin w światach eterycznych i życia w biegu… ale nie do końca tak było. Flores naprawdę miał dosyć swojego poprzedniego życia, chciał z tym skończyć, hodować drzewka i jeździć na tandemie, ale Maria Aleksandra… no cóż, ona potrzebowała tylko chwilowego odpoczynku i po kilku miesiącach zaczęło się powoli psuć. Jako, że nie miała serca do oglądania coraz bardziej zasmuconego sytuacją męża postanowiła uciąć to za jednym zamachem i pewnej nocy po prostu wyjechała żeby znów zostać najemniczką. Zostawiła po sobie malutki cyprysik w żółtej doniczce oraz na zawsze smutnego Floresa.

 

 

Po tamtym wydarzeniu sprzedał dom i rozważał próbę samobójczą, ale podczas liczenia dobrych i złych uczynków wyszło mu, że trafi za to do czyśćca na circa sto lat, postanowił więc darować sobie niezręcznej rozmowy ze Świętym Piotrem (któremu notabene kiedyś uratował życie, ale to zupełnie inna historia) i samemu skazać się na to miejsce. Otworzył więc kawiarnię dla zagubionych dusz “Amarillo Cipres”, która no cóż, wygląda jak on. Bo wiecie, po tym jak opuściła go Maria Aleksandra stracił zapał do wszystkiego, stał się czarno-biały z wyglądu, opadły mu ramiona, na twarzy zawsze gości melancholia, a jego ruchy są bardzo ociężałe, i no cóż, wszystko to odbija się w wyglądzie kawiarni: zwietrzała letnia kawa, ciemnoniebieskie ściany, leniwy wentylator, który wygląda jakby miał się rozpaść, tylko stojący na chabrowej ladzie cyprysik w żółtej doniczce ma jakiekolwiek życie w sobie, jednak wzbudza on we Floresie tylko coraz większy smutek, a lokal podąża za jego uczuciami i zmienia lekko swój wygląd, na ścianie pojawi się pęknięcie albo odpadnie duży płat zaschniętej farby. Cholernie smutne miejsce do którego przychodzą czyśćcowe duszyczki, ale często zaglądają tu też podróżnicy międzyświatowi: nowe pokolenie prywatnych detektywów, najemnicy, ci których rozum śpi i wieszcze narodowi pogrążeni w martyrologicznych transach. Flores ma sporo znajomości i cały czas wie co w trawie piszczy, gdzie są najlepsze kasztany, albo kto wrobił królika Rogera. Jednakże nie jest zbyt skory do współpracy i dzielenia się informacjami, nie żeby chciał za to jakichś pieniędzy, czy innych benefitów, po prostu jest cholernie ospały ze smutku. Może ktoś z was spotka kiedyś Marie Aleksandrę? A może chcecie się podjąć misji jej odnalezienia? Kilku mieszkańców czyśćca ma już dosyć oglądania smutnego Floresa i podobno zrobili zrzutkę na odnalezienie jego miłości. Zapytajcie faceta w zielonym garniaku, on wam powie więcej.

Cytaty – Nie ma; nie; Widzieliście może gdzieś wysoką kobietę w zielonych włosach…?; nie trzeba; tak znałem kogoś takiego… znacie się może na cyprysach?;

 

 

Cechy charakterystyczne –   Ospały i powolny; duża wiedza na temat półświatka; dawniej świetny detektyw; cały szary; lubi cyprysy; wiecznie zamyślony; tęskni do Marii Aleksandry