RPGowy Alfabet Muzyczny – D…

(Nie)daleka przyszłość?

Blade światło księżyca wpadało przez górny otwór kopuły, intensywnie oświetlając wyrastający z pomiędzy szczelin kamiennego piedestału ogromny liliowy kwiat. Błyszczące czerwone świetliki tłumnie gromadziły się nad znaleziskiem, głośno brzęcząc mechanicznymi skrzydełkami. Unosząc się wokół dziwnego odkrycia wymieniały spojrzenia, tak jakby każde chciało uniknąć wykonania tego pierwszego kroku i wypchnąć naprzód swojego sąsiada.

Za duża odpowiedzialność, zbyt ryzykowne.

To przecież coś, czego nie powinno tu być. Nie istnieje już od dawna. Nigdzie.

Delikatne płatki kwiatu powoli rozchylały się, rytmicznie kołysząc giętką jasnozieloną łodygą. Chmara bezlitośnie brzęczących owadów przypominała teraz olbrzymią jarzącą się krwistą czerwienią kulę. Czujność przede wszystkim. Pierwsza i najważniejsza zasada roju. Wiedziały, że odnaleziona dziwna zawartość rośliny może okazać się ogromnym zagrożeniem dla nowej natury. Innej natury. Dla nowego świata.

W pomieszczeniu robiło się duszno i coraz cieplej. Górny otwór masowo zalewały kolejne owady, które wlatując chmarą, tworzyły świecący lej, wirujący nad pięknym liliowym kwiatem.
Delikatny blask czystego fioletu jawił się niczym bóstwo na tle szarej, metalicznej rzeczywistości, która już dawno przykryła stary naturalny porządek.

Długie metalowe odnóża owada powoli i bardzo ostrożnie dosięgały kolorowych płatków. Brzęk mechanicznych skrzydełek całkowicie zdominował otaczającą ciszę. Tysiące błyszczących owadzich oczek ze skupieniem wyczekiwało momentu odsłonięcia zawartości kwiatu. Czekały. W każdej chwili gotowe do szybkiego ataku.
Fioletowe światło momentalnie rozbłysło. Płatki kwiatu gwałtownie rozchyliły się pod naporem ciężkich metalowych odnóg. Podłużny czerwony odwłok świecącego owada zadrżał, przypominając nastroszone futro dzikiego kota. Powoli widoczne stawało się ostre jak szpic metalowe żądło…

To, co nagle wychyliło się z pomiędzy liliowych płatków nie miało prawa istnieć. Nie jest przystosowane do obecnego porządku. Zepsuje go. Stanie się śmiertelnym zagrożeniem. To „coś” nazywano kiedyś człowiekiem…
Wirujący lej czerwonych mechanicznych szerszeni natychmiast obnażył tysiące połyskujących ostrych żądeł, które pędem ruszyły w stronę kwiatu…

Epicki Alfabet – D

Dzisiejsza dawka epickości jest wysoka. Zalecane: słuchanie przy stosownym nagłośnieniu, pozycja siedząca, gatki na zmianę w pogotowiu.

Divinity – Nobuo Uematsu
To tak naprawdę miks Divinity I i Divinity II, z pominięciem fragmentu “Aerith Theme”. W Advent Children ilustruje walkę drużyny z Bahamutem. Główne przysmaki znajdują się przy 3:53 – kolejne uderzenia potęgujące narastające napięcie i przy 5:06 – kiedy po mocniejszych fragmentach z orkiestra się wycisza pozostają tylko smyczki do których po chwili dołączają chóry.

Duel Of Fates – John Williams
Tym utworem po ponad piętnastu latach powróciły Gwiezdne Wojny. Epickość orkiestry symfonicznej, chórów i śmigających mieczy świetlnych. Nawet śmieszni gunganie, midichloriany i ogólne rozczarowanie nową trylogią (aż dziwne, że za parę lat rozpocznie się nowa nowa trylogia…) nie są wstanie umniejszyć oceny tego utworu.

Destruction Of Rodger Young – Basil Poledouris
Basil wraca nie ogniem i mieczem ale laserami i kosmitami. Genialne, niepokojące intro i wejście militarnego pompatycznego klimatu po 15tej sekundzie. Uwielbiam OST Conana, mam ciarki przy motywie z Polowania na Czerwony Październik a temat z Robocopa otaczam kultem. Ale to co Basyl wymachał batutą na potrzeby Żołnierzy Kosmosu to czysty geniusz.

Death Note Theme – Yoshihisa Hirano and Hideki Taniuchi
Kolejny japoński motyw w tej literce. Epicka kompozycja, której częściowo ukręcili łeb sami twórcy. W rytm tych apokaliptycznych chórów i dzwonów obwieszczających koniec świata główny bohater złowieszczo zjada chipsa ziemniaczanego. Tak, naprawdę – sami zobaczcie. Tak, to ma uzasadnienie fabularne. Mimo tego anime jest świetne.

Dark Crystal – Trevor Jones
Nie dość epickie na dzisiejszy wpis, ale warte wspomnienia. To wstęp do pięknego fantastycznego świata kukiełkowego filmu Franka Oza (facet odpowiedzialny za głos Yody i za Little Shop Of Horrors). Jeśli jakiś szanujący się fantasta nie zna jeszcze Ciemnego Kryształu, to niech szybciutko nadrobi. Warto.

Dougan Rob – I'm Not Driving Anymore
W twórczości Dougana fascynuje mnie jak różnie brzmią jego utwory w wersjach instrumentalnych i wokalnych. Album “Furious Angels” składa się z dwóch płyt – druga jest instrumentalną wersją pierwszej. Polecam.

Danny Cocke – World Collapsing
Muzyka trailerowa. Czuć tu wpływy Zacka Hemsey, który skomponował legendarną muzykę do zwiastuna Incepcji, ale nie nazwałbym tego naśladownictwem.

Dream Evil – Chosen Ones
Troszkę z innej beczki, ale bezwzględnie epickie. To w końcu piosenka o zabijaniu smoków.

Iron Sky. Kosmiczne utwory nazistów.

Od premiery Iron Sky minął już ponad rok i mniej więcej tyle samo zajęło mi zmuszenie się do przesłuchania soundtracku. Film, mimo że kupuje mnie w całości swoją oryginalnością, poziomem absurdu, tematyką, humorem i dystansem, trzeba przyznać, że nie należy do tych z najwyższych półek – a szkoda 🙂
Podobnie jest ze ścieżką dźwiękową, która wyraźnie celuje w aspekty komediowe, groteskowe i humorystyczne.

Za pisanie muzyki do filmu Iron Sky wzięła się słoweńska grupa Laibach, powstała w 1980 roku. Zespół znany jest z twórczości bazującej na przeróbkach najbardziej popularnych grup na świecie, w tym The Beatles, Queen czy Europe.

Laibach w swoich utworach często sięga do motywów wykorzystywanych w marszach wojskowych, symboli totalitarnych, estetyki faszystowskiej, stylizując podobnie swój wizerunek.

Soundtrack do Iron Sky ciężko ocenić jednoznacznie, ponieważ jest on na tyle nierówny i 
oferuje taki miszmasz stylów, że zwyczajnie można się pogubić. Oprócz klasycznej muzyki instrumentalnej przewijają się tu również kawałki industrialne, techno, rap (Peace Lovin' Brother Rap), retro blues, a nawet propagandowy hymn utrzymany w stylistyce marszu wojennego – Kameraden, Wir Kehren Heim!. Wisienkę na torcie stanowią także przeróbki hymnu Stanów Zjednoczonych – w utworze o znamiennym tytule America oraz Cwału Walkirii – Space 
Battle Suite czy Vivian’s Unterganang.

Dużym mankamentem ścieżki dźwiękowej z Iron Sky jest zbyt duża liczba utworów – aż 40, z których każdy trwa po maks. 4 minuty i obfituje w dialogi wyrwane z filmu. A szkoda, bo tak jak przy paru z nich, np. Meteorblitzkrieg, te dialogowe wstawki pasowałyby do scen wiadomości lub radia w samochodzie, tak inne wyraźnie negatywnie wpływają na odbiór całości.

Ścieżka dźwiękowa z Iron Sky moim zdaniem może nieźle pasować do sesji pulp, cyberpunkowych klimatów w krzywym zwierciadle oraz do wszystkich współczesnych i przyszłościowych settingów prowadzonych z przymrużeniem oka i nastawionych na absurdalny, groteskowy charakter sesji.

Przejść przez całą powyższą płytę Laibacha jest ogromnie ciężko, ale przy odrobinie samozaparcia można znaleźć trochę dobrego materiału z sesyjnym potencjałem.

Czy polecam do sesji? Tak, ale chyba wyłącznie do klimatów pulpowych, luźnych i nastawionych na absurd 🙂

Moimi faworytami pozostają niezmiennie poniższe numery:

  • A Good War Blues – dokładnie tak, retro klimat, a wstawki z filmu o planach inwazji z księżyca mogą tylko podsycić atmosferę absurdu.
  • In the Machine – Króciutki, ale ciekawy utwór, w którym cały czas coś się dzieje. Trzyma w napięciu i nieźle pasuje do scen z zagadką w tle. Rozwija się powoli, dźwięki sitary zgrabnie dodają elegancji i delikatności, a na koniec mamy przyspieszenie i rozwiązanie.
  • Peace Lovin' Brother Rap – ‘gangsterskie' klimaty wśród nazistów z kosmosu – mówi samo za siebie 🙂 
  • Problems, Big Time / Scwarze Sonne – dzieje się dużo, szybko i głośno. Podniosłe sceny akcji, pościgi, napięcie, niebezpieczeństwo, a wszystko najlepiej w tłocznym świecie mrocznej przyszłości.
  • Space Battle Suite – szybkie sceny pościgu w krzywym zwierciadle podsycone nazistowskim cwałem walkirii – bezbłędne 🙂
Dobrego odbioru!

Epicki Alfabet – C

Całkowicie czerstwą, cudownie cwaną, czułą czołówką zapraszam do kolejnej literki.

Crimson Tide – Hans Zimmer – W 2013 łatwiej niż w 2009 znaleźć muzykę w niezłej jakości. Mam ochotę powiedzieć, że to Hans Zimmer w pigułce, ale byłoby to nadużycie. Owszem ten utwór to świetny wyznacznik jego stylu, ale w ostatnich latach pokazał, że ma jeszcze kilka asów w rękawie.

Chronicles of Narnia – Harry Gregson-Williams – Bardziej “klasyczny” przykład epickiej kompozycji. Chóry, dramatyzm i symfoniczne brzmienia ze stosowną dla bitewnego utworu ilością bębnów.

Calamity – Two Steps From Hell – Fantastycznie rozkręcający się dramatyczny utwór TSFH, tych panów jeszcze nie raz usłyszymy w Alfabecie. Niesamowicie łączy lekkość z poczuciem ogromnej skali.

Curse Of Golden Flower – Shigeru Umebayashi – Jedyną wadą tego grzmiącego chórami kawałka jest jego długość. Film chiński, kompozytor japoński.

Chariots of Fire – Vangelis – Oskarowa kompozycja. Nie wymaga przedstawienia.

Code Red – Elliot Goldenthal – Zastrzyk adrenaliny z (niezbyt udanego) filmowego Final Fantasy. Doskonale nadaje się na dwuminutowe odliczanie. Jak dla mnie ten utwór jest jak dziecko Bishop's Countdown.

Call for Heroes – Shockwave Sound – Jedno z moich najbardziej epickich odkryć muzycznych tego roku. Chóry, dramatyzm, emocje, miarowe narastanie… Mniam!

Gra Endera. Jablonsky bez wybuchów… i bez rewelacji.

O twórczości Steve'a Jablonsky'ego powiem jedno – huku i głośnych efektów nie można mu odmówić. Niemniej, tak jak w przypadku Transformersów, Battleship, czy nawet nowego Kruegera (który bardzo przyzwoicie brzmi w głośnikach) ta “wybuchowość” bardzo zgrabnie wpasowywała się w nastrój i klimat filmu, to jeśli chodzi o Grę Endera byłam mocno zaciekawiona, czy Jablonsky cokolwiek zmieni w swoim obecnym stylu.
Biorąc jednak pod uwagę spokojniejszy, wolniejszy i dużo mroczniejszy (chociaż nie wybitny) soundtrack do Amityville z 2005 roku również autorstwa Jablonsky'ego, spodziewałam się przy Enderze mniej więcej podobnych rezultatów.
Niewiele się pomyliłam, jak dla mnie, w obu da się wychwycić silne podobieństwa – delikatne, momentami silniejsze partie skrzypiec, tonacja i wszechobecny chór, z którego w “Grze Endera” kompozytor korzysta już dużo mniej, niż np w Transformersach 🙂
O okrutnym czerpaniu z Hansa Zimmera i podobieństwie do ścieżki dźwiękowej z Incepcji wspominać chyba nie muszę – Zimmer jaki jest, każdy słyszy i tutaj jego naleciałości da się wychwycić niemal wszędzie.

Enderowa muzyka, moim zdaniem, nie jest rewelacją, cała ścieżka w pewnym momencie może zacząć nużyć, zwłaszcza jeśli jest się za pan brat z soundtrackiem ze wspomnianej wyżej Incepcji. Niemniej, z filmem komponowała się bardzo dobrze, a kilka kawałków zasługuje na ponowne przesłuchanie, chociażby ze względu na nastrojowość i odpowiednie podkreślenie atmosfery wprowadzeniem np skrzypiec czy chóru.

Czy polecam do sesji? Hm.. Ja bym najpierw zobaczyła co proponują utwory z Incepcji, a dopiero potem zabierała się za muzykę z Endera.

1. Tutaj partie skrzypiec rzeczywiście wiodą prym i robią całą robotę.

The Battle Room – Steve Jablonsky

2. Ten kawałek, mimo że dosyć długi, powoli rozwija się w bardzo ładną opowieść, zwłaszcza że w filmie towarzyszy spotkaniu Endera z siostrą. 
Ender's Quit – Steve Jablonsky 
3. Ostatni z płyty, Commander, bardzo podobny do Salamander Battle, ale wzbogacony o znacznie więcej partii chóru, który uwydatnia główny motyw muzyczny filmu (chociaż strasznie kojarzy mi się z intro z Gry o Tron).
Commander – Steve Jablonsky

Dobrego odbioru 🙂

RPGowy Alfabet Muzyczny – C…

Tym razem serwuję współczesność, a klimat nieco cięższy od pozostałych.
Cage of Solitude – Midnight Syndicate.

City of Dreams.


Z czarnych, kłębiących się chmur lał ciężki, sążnisty
deszcz. Ogromne krople wody uderzały o błyszczące dachy domów. Spływając rwącym
strumieniem na ziemię, wsiąkały w piasek. Ogromne kałuże rozpryskiwały się,
niczym wielopiętrowe fontanny pod stopami biegających w popłochu ludzi.

Miyamoto spoglądał w dal ze stoków Diablej Góry na
rozprzestrzeniające się poniżej zabudowania miasta. Jego miasta. Powoli
budującego swoją pozycję i potęgę na międzynarodowej arenie. W pocie czoła,
czując coraz silniej zacinający deszcz robotnicy znosili surowce, starannie układając
kamień po kamieniu na rosnącej z każdą minutą olbrzymiej budowli. Od rana do
późnej nocy pracowali niczym mrówki, aby zadowolić swojego surowego władcę. Wielkie
mrowisko z każdym dniem stawało się coraz potężniejsze, coraz bardziej
majestatyczne, a Miyamoto dumnie, ze łzami w oczach codziennie witał i żegnał
Słońce, górujące nad Diablą Górą. Dziękował za to, co osiągnął poprzez lata
pracy i gorliwej wiary w jedyne prawdziwe bóstwo. To na niebie. To gorące i
niezbadane. Wiedział, że najlepsze chwile są jeszcze długo przed nim. Był
dopiero wschodzącą gwiazdą nowego cesarstwa. Kiedyś ono całe będzie jego…

„Kiedyś” – pomyślał Miyamoto i wyłączył komputer. „Kiedyś.
A teraz czas na leki”. Nieporadnie odjechał wózkiem od biurka, walcząc z tym,
czego tak bardzo nienawidził. Każda podróż po pokoju była wyzwaniem,
niebotycznym wysiłkiem, sprawiającym ogromny ból. W pocie czoła ułożył
niesprawne kończyny na łóżku, gdzie czekało już naczynie z nieuniknioną
zawartością. „To dla Twojego dobra” – przypominając sobie słowa matki, połknął
kolorowe pastylki i zasnął, pogrążając się w innym świecie. Tym lepszym,
własnym świecie.
 

RPGowy Alfabet Muzyczny – B…

Przed Wami ciąg dalszy RPGowego Alfabetu, tym razem bardziej futurystyczny, cyberpunkowy klimat 🙂

Red Alert.


Blade,
lodowate światło księżyca padało na metalicznie połyskujące drzwi do
opuszczonego, trzypiętrowego budynku w dokach… Porywisty wiatr na zmianę
kołysał zardzewiałymi skrzydłami. Unoszący się wszędzie gęsty, siwy dym niczym
kręty, mleczny dywan prowadził prosto do środka. W ciemność. Z półmroku
wynurzała się wisząca na suficie malutka żaróweczka… Ostatnimi podrygami
próbowała oświetlić wnętrze pomieszczenia. Liche, żółte światło co rusz gasło i
świeciło na przemian… Bzyczenie, mruganie, ciemność, światło… HUK, DYM, PEŁNO
SZKŁA… znów ciemność.

Kilkadziesiąt par czarnych
wojskowych butów szybkim marszem nadciągało w stronę zrujnowanego budynku.
Wyłaniające się z mgły twarze antyterrorystów wyrażały absolutną obojętność.
Nastawieni na jeden cel, gotowi na śmierć, niezastąpieni, jedyni. Miasto, masa,
maszyna. Bezlitośni wobec odmieńców. Zacinający deszcz dopełniał atmosfery
wiecznego mroku na ulicach miasta. Rozpryskujące się pod każdym krokiem mętne
kałuże stopniowo zwiększały swoją objętość. HUK, zardzewiałe skrzydła
metalowych drzwi gwałtownie załamały się pod wpływem silnego kopniaka. Niczym
rój pszczół brygada wpadła z impetem do środka, rozdzielając się we wszystkie
strony. Widoczny wszędzie gruz pokrywał popękane resztki schodów, prowadzących
na wyższe piętro. W zatęchłym powietrzu czuć było tylko smród siarki. Nie
oglądając się na nic, szukając jednego konkretnego elementu, Jaxon popędził na
górę. Wiedział, że nie ma czasu. Bijący gdzieś licznik z każdą sekundą
przybliżał wybuch ładunku. Uderzający w nozdrza gęsty dym utrudniał widoczność.
Długi korytarz prowadzący prosto do piekła. Nigdzie ani śladu licznika, chociaż
pikanie z każdą chwilą stawało się nieznośnie głośniejsze. Gdzieś z pomiędzy
siwych kłębów ogarniających małe pomieszczenie, powoli wyłaniał się zarys
ludzkiej postaci. Zwinięta w kłębek, mieniła się dziwnym jarzącym światłem,
któremu towarzyszyło coraz głośniejsze odliczanie. Ledwie widoczny trzęsący się
mężczyzna dogorywał w kałuży krwi, pokryty czerwonymi kablami, niczym
współczesna mumia. Pikanie licznika. Ostatnie 15 sekund. Jax nie wierzył
własnym oczom… Czerwone kable… ale wewnątrz skóry, naciągniętej na ciało w
okrutny, nienaturalny, bestialski sposób. I to przerażone spojrzenie
nieszczęśnika, błagające o pomoc. Czerwone cyfry licznika nieubłaganie zbliżały
się do zera. Trzy, dwa,
jeden… 


Tak to widzę i życzę miłego odbioru 🙂

A na dokładkę wrzucam jeden z moich ulubionych kawałków Lord of the Dance – Breakout.
Osada elfów z jakąś grubą intrygą wewnątrz?

Deszczowe Piosenki

Choć teraz raczej należy nastawiać się na opady śniegu, na Waszych sesjach będzie taka pogoda jaką zechcecie. Dlatego dzisiaj garstka polecanek pod sceny rozgrywające się w deszczu. Zanim przejdziemy do polecanej muzyki zachęcam do zapoznania się z pracami Goro Fujity (po lewej). W jego pracach dominują roboty, koty, a czasem również deszcz.
Współczesne lub futurystyczne miasto. Zdecydowanie niegościnne, pełne zagrożeń, twarzy ukrytych w cieniu kapturów lub parasoli. Kłębki pary unoszące się z kanalizacji i wylotów rur, samochody ochlapujące chodniki.
To jeden z najpopularniejszych niezależnych muzyków, król serwisu Jamendo. Miły, ciepły letni deszcz. Nie ponury, tylko wywołujący uśmiechy, może jakieś biegające dzieci skaczące po kałużach, jakaś para wspólnie przemykająca z pod jednego dachu pod drugi.
To mój typ na przygodę, która w całości toczyła się w sążnistym deszczu. Konkretnie – na finał tej przygody, gdy wreszcie, po wszystkich wydarzeniach ulewa ustaje, ciemne chmury się rozstępują i pojawia się słońce (ja przyciąłem utworek około 1:40).
Soulsavers – Kingdoms Of Rain

A tu zamilknę. Jestem ciekaw jaki klimat Wam się nasuwa przy słuchaniu tego utworu.

Michael McCann – Watchtower

Mój ulubiony kawałek do pełnego neonów cyberpunkowego miasta. Tłumy ludzi, masa pojazdów, feeria kolorowych świateł reklam, dodatkowo załamujących się w kroplach wszechobecnego deszczu, niekończące się ulice, wieżowce wbijające się w gęstą pokrywę chmur z których nieustannie woda leje się na ciasny tłum.

Tyle. A po jakie utwory Wy sięgacie, gdy w jakiejś scenie dominuje deszcz?

Epicki Alfabet – B

Sponsorem dzisiejszego odcinka jest literka B, oraz Front Przeciwników Lania Wody.

Bishop’s Countdown – James Horner

Jeśli poprzednio brakowało wykopu, to ten utwór może nim obdzielić co najmniej dwie sąsiadujące literki. Ale czego innego można się spodziewać po kompozycji do jednego z najlepszych filmów SF ever? Bishop’s Countdown spodobał się Cameronowi tak bardzo, że wykorzystał go w Obcym dwukrotnie. Prowadząc RPGi użyłem go dopiero raz, wciąż czekam na kolejną godną scenę.

Beast II – Shiro Sagisu

Tak się alfabetycznie złożyło, że dwa razy z rzędu wskakuje Shiro Sagisu. Kultowe anime i jedna z jego najlepszych scen, kiedy Jednostka 01 niszczy swoje ograniczniki i pożera Anioła. Z pewnością to wspomnienie ma znaczenie, jednak sądzę, że utwór obroni się sam. Co ciekawe przypadkiem wpadłem na świetny metalowy cover.

Battery – Metallica

Uwielbiam Battery w całości, ale znajduje się tutaj z powodu absolutnie genialnego intro. Pierwsze 66 sekund to epicki metalowy cukierek. Bez dwóch zdań. Chciałbym go kiedyś zamieścić w prologu do sceny bitewnej. Niestety po intro będzie to trzeba z czymś zmiksować. Ciekawostka – Battery powstało w 1986 roku, czyli wtedy co Aliens.

The Bridge Of Khazad Dum – Howard Shore

Zgadnijcie, który utwór w 2002 przekonał większość członków Akademii, żeby statuetka poszła w spocone łapki Howarda Shore? Miejsce tego utworu w tym spisie jest tak oczywiste, że nie ma co pisać.

Samuel Barber – Adagio For Strings (chór)

Samuel Barber – Adagio For Strings (orkiestra)

Kompozycja Barbera niejednokrotnie nazywana jest najsmutniejszą muzyką jaką kiedykolwiek skomponowano. Sam Barber ponoć zaczął od wizji strumienia z którego wyrasta rzeka. Nie mogłem się zdecydować na jeden wariant, dlatego zamieszczam dwa – z Homeworlda z dominującym chórem, oraz orkiestralny z perfekcyjnymi smyczkami.

Battlestar Galactica – Prelude To War – Bear McCreary

Niesamowity serial, masa klimatycznej muzyki. Jednak do zaledwie kilku pasuje do kryterium „epickie”. Jednym z nich jest Prelude To War, który uświetnia genialny, podwójny odcinek Pegasusowy. Konkretnie – scenę, kiedy Adama dowiaduje się, że jego sąd polowy skazał jego ludzi i postanawia ich odzyskać…

Brood War Intro – Jason Hayes & Glenn Stafford

Pewnie nie jestem jedynym, który po obejrzeniu intra Brood Wara był przekonany, że użyto w nim jakiejś klasyki z przed stu lat. A tu niespodzianka, geniusze z Blizzarda mają szersze talenta niż można by się spodziewać.

Alien Frontiers, czyli ciąg dalszy kosmicznych utworów.

Siedząc ostatnio w klimatach z innego wymiaru postanowiłam zdobyć soundtrack do planszówki Alien Frontiers (wyd. Clever Mojo Games, w Polsce LocWorks) – gry o kolonizacji planety w odległym systemie słonecznym. Sama rozgrywka podoba mi się okrutnie – daje dużo możliwości, jest ciekawa i niepowtarzalna, gimnastykuje umysł (trzeba się nakombinować, żeby osiągnąć sukces;)) i bardzo ładnie ją wydano 🙂
Jednak rzecz, która mnie bardzo pozytywnie zaskoczyła to dostępna ścieżka dźwiękowa do gry. Plumkająca w tle muzyka od razu zwróciła moją uwagę, ponieważ naprawdę fajnie współgrała z pełną emocji rozgrywką na planszy.
Utwory są dość długie (średnio 9-10 min), ale w niczym to nie przeszkadza. Ba, nawet przeciwnie, wszystkie numery naprawdę fajnie oddają klimat gry, a ich brzmienie nie jest w żaden sposób inwazyjne. Niektóre, np. Sollar Collector wręcz wprowadzają w stan spokoju i relaksu, a to chyba o to właśnie chodzi 🙂

Autor muzyki – Błażej Grygiel – zdecydowanie zasługuje na piąteczkę 🙂
Shipyard and Colony Constructor – zaczyna się delikatnie, ale z chwilą kiedy przyspiesza i nabiera tempa, a w tle pojawiają się chóry robi się naprawdę fajny klimat. Kawałek na przemian zwalnia i przyspiesza, co daje pole do popisu przy wykorzystaniu tego utworu na sesjach:) zdecydowanie mój faworyt.

Raider's Outpost – chyba najostrzejszy numer, pozwala oderwać się od poprzednich sennych, relaksujących dźwięków i mocno przyspieszając daje niezłego kopa. Mój drugi faworyt 🙂

Bardzo ciekawy jest także czwarty numer z płyty, de facto jeden z najkrótszych – Orbital Market and Colonist Hub – na początku tworzy fajną atmosferę stacji kosmicznej, potem nieco zwalnia wprowadzając trochę niepewności i tajemnicy, a na koniec znowu przyspiesza i rozwiązuje całą historię.

Klimat ścieżki dźwiękowej Alien Frontiers, moim zdaniem, znów nadawałby się do opisów snu, oniryzmu na sesji albo zwyczajnie pod niektóre klasyczne cyberpunkowe sceny.
Tak to widzę. 🙂
Poniżej link do próbki soundtracku z Alien Frontiers, warto go nabyć. Polecam, zapraszam.

Czy polecam do sesji? Tak, na pewno znajdą się kawałki pod poszczególne sceny lub ogólny klimat i tło 😉

Błarz – Alien Frontiers