Polecajka z dreszczykiem
Halloween już za nami, ale w dobry horror warto zagrać niezależnie od pory roku. 🙂 Na rynku ciekawych gier z dreszczykiem nie brakuje. Na przykład znany i lubiany Zew Cthulhu, który bił rekordy na polskiej zbiórce społecznościowej.
Ale poza tytułami, które mają tysiące fanów są też takie skrywające się w mroku. Mniej znane gry, które przyczajone czekają, aż ktoś poświęci im więcej uwagi. A gdy w końcu to zrobi, dopadną swoją ofiarę, rzucą się jej do gardła i nie odpuszczą dopóki nie zostaną przeczytane i zagrane. 😉
Przed Wami bardzo subiektywna lista pięciu ciekawych horrorowych pozycji na listopadowy (i nie tylko!) wieczór:
1. Bluebeard’s Bride
Baśniowa i mroczna opowieść o kobiecie, która przemierza wielką posiadłość pełną potworności. Wszyscy gracze wcielają się w jedną bohaterkę. A konkretniej w różne aspekty jej osobowości. Razem muszą podejmować decyzje i zwiedzać kolejne pokoje w których czają się koszmary.
Jak ta gra straszy?
To co fajne w BB to fakt, że cała groza oparta jest na tym, co Prowadząca usłyszy od graczy. Już na etapie tworzenia postaci mówią, czego młoda żona się boi, jakie ma słabości i wady. Również mechanika wspiera fabułę w taki sposób, aby opowiadać jakie potworności czają się w kolejnych pokojach.
Trzeba jednak pamiętać, że gra nigdy nie kończy się dobrze, a na dodatek jest tak naprawdę psychologicznym horrorem uderzającym w czule punkty nie tylko postaci, ale i graczy. Warto odświeżyć sobie zasady BHP przed rozgrywką. 🙂
2. Dread
Słyszeliście o Jendze? W Polsce znana również pod nazwą Wieża, to gra zręcznościowa, w której wyciągamy drewniane klocki z konstrukcji tworzącej wieżę. Przegrywa ta osoba, przez którą konstrukcja się zawali. W 2005 roku dwójka designerów postanowiła pożenić Jengę z grami fabularnymi i tak powstał Dread. Nie mamy tutaj określonego settingu, podstawowe założenie jest proste: rozgrywamy horror, w którym napięcie rośnie aż do finałowej sceny. Kiedy gracze robią coś ryzykownego, coś co wiąże się z konsekwencjami, wyciągają drewienko z wieży. Jeżeli konstrukcja się nie zapadnie, test jest udany. Ale z każdą kolejną czynnością jest coraz trudniej. Wiadomo, że wieża w końcu się rozpadnie, a to oznacza, że jeden z bohaterów znika z historii. Nie zawsze jest to śmierć. Czasami jest jeszcze gorzej.
Jak ta gra straszy?
Łatwo się domyślić, że mechanizm Jengi bardzo prosto buduje napięcie. Im dalej w las, tym gracze coraz częściej wahają się przed podejmowaniem ryzyka. Jednocześnie gra jest tak skonstruowana, że historia nie może stać w miejscu. Osobiście bardzo podoba mi się aspekt wyciągania drewienek, pod koniec opowieści gracze nie tylko stresują się wydarzeniami z gry, ale również poświęcają całą swoją energię i skupienie na nie powaleniu Wieży. Świetna technika na podbicie adrenaliny.
3. Ten Candles
Kolejna gra, która mocno opiera się na rekwizytach będących częścią mechaniki. Na pewno już się domyślacie, że używamy świeczek. Konkretnie dziesięciu. Opowiadamy historię apokalipsy. Na świecie zapanowała ciemność. Dosłownie. A w niej czają się koszmary. A jakie, to już zależy od Was, ponieważ każdy scenariusz jest inny. Gracie jednymi z niewielu ocalonych, którzy przeżywają swoje ostatnie chwile. Podobnie jak w Sinobrodym, ta historia nie kończy się dobrze. Wasze postaci są opisane na czterech kartkach. Znajdziecie na nich waszą wadę i zaletę, ale również to, co daje Wam nadzieję i opis strasznego czynu, którego się dopuściliście.
Jak ta gra straszy?
Po pierwsze od początku wiecie, że Wasze postacie zginą. To przytłaczająca myśl i trzeba uważnie zastanowić się czy będziecie walczyć do końca, czy raczej poddacie beznadziei. Druga sprawa to świeczki. Po każdej kolejnej scenie gasimy jedną, przez co ciemność zapada nie tylko w świecie zmyślonym. Nie muszę pisać, co się stanie jak zgasną wszystkie. A i starajcie się nie kichać, albo nie oddychać zbyt intensywnie. Zgaszona świeczka jest zgaszona, nikogo nie obchodzi z jakiego powodu. 😀 Bohaterowie mogą również zginąć tracąc swoje kartki. Mechanika nakazuje spalić je. Wspominałam może, że w tej grze trzeba też czasem wspólnie powiedzieć coś chórem? Jeżeli Wasi sąsiedzi jeszcze nie traktują Was jak satanistów, to już wiecie w co grać wieczorami.
4. The End of the World
To właściwie seria erpegów traktująca o różnych rodzajach apokalipsy. Zależnie po który podręcznik sięgniemy, będziemy zmagać się z zombie, robotami, bogami albo obcymi.
Niby nic zaskakującego, więc co to robi na tej liście? Cały trick polega na tym, że gramy sobą. Mechanika tworzenia postaci jest jedną z głównych zalet gry, bo niby to my określamy nasze statystyki ale… to inne osoby przy stole głosują czy przydzieliliśmy je poprawnie. Bardzo zabawny tytuł do grania ze znajomymi. To znaczy… o ile mamy dystans do siebie. 😉
Jak ta gra straszy?
Grasz sobą. Można do tego podejść z dystansem, ale można też zanurzyć się w immersji. I wtedy nie trzeba za wiele pozostawiać wyobraźni. Walczysz z hordą zombie w swoim własnym domu. Twoi bliscy i przyjaciele tu są, każdy z nich może zginąć w strasznych okolicznościach. Muszę powiedzieć, że to wcale nie na sesji bałam się najbardziej. Do dzisiaj, jak patrzę na okno z tyłu domu, przypominam sobie scenę, w której przedzierały się przez nie hordy nieumarłych.
5. My Life with Master
Kojarzycie Igora? Wiernego sługę szalonego naukowca? To właśnie życie Waszych postaci. Jesteście sługami Złej Pani lub Pana. Naprawdę bezdusznej, okrutnej istoty. To nie jest ta opowieść grozy z przymrużeniem oka, w stylu Rodziny Adamsów. Wykonujecie różne zadania wyznaczone przez Waszego Władcę. Są to zazwyczaj pełne grozy czynności. Gra zadaje Wam pytanie: czy będziesz posłusznym sługą, który dokonuje coraz większych potworności, czy może zbuntujesz się i pomożesz mieszkańcom pobliskiego miasteczka pokonać swego Władcę.
Jak ta gra straszy?
Kolejna ciężka pozycja na liście. Przez większość gry nasze postacie muszą podejmować trudne decyzje, które ostatecznie kończą się czyjąś śmiercią. My Life with Master to tak naprawdę historia toksycznego związku opakowana w gotycką, XIX wieczną stylistykę. Jeżeli chcecie się wyluzować po ciężkim tygodniu pracy, to raczej nie jest ten tytuł, z którym chcecie spędzić wieczór. Jeżeli natomiast lubicie odgrywać trudne emocje i wewnętrzną walkę z własnymi demonami, jest to pozycja dla Was. Wampir Maskarada może się schować.
Podobają się Wam moje polecajki? Może chcecie więcej? Dajcie znać w komentarzach! 🙂